30 września 2012

5.


śniło mi się, że marcin był jakimś urzędnikiem, a w kraju panował dziwny, bliżej nieokreślony układ.
nie wiem, czy urzędnik to dobre określenie, ale był on kimś związanym z całym tym układem - pracownikiem, zwykłym, szarym człowiekiem.
przyjeżdżała właśnie do kraju jakaś rodzina, ojciec z córkami. przedstawiciele władzy stwierdzili, iż należy ich zgładzić, ponieważ są oni zdrajcami narodu - i rozpętali od tego momentu szaloną publiczną nagonkę. całe tłumy na ulicach się zbierały, wszyscy byli wrogo nastawieni.
marcinowi kazano wykonać wyrok, a poprzez jakąś swoją przynależność i pracę, był zobowiązany by to uczynić.
te całe tłumy gromadziły się na ulicach i całe miasta wychodziły, żeby uczestniczyć w spontanicznym zgromadzeniu przeciwko owej rodzinie. także politycy. wszyscy tym żyli i spotykali się na placu.
marcin był tam również.
gdy zobaczył tych ludzi - ojca z córkami - wpadł w panikę. bo nie chciał ich mordować. pod wpływem emocji ogłosił nagle pośród wzburzonego tłumu, że się wycofuje, że rozkazu nie wykona.
i uciekł stamtąd - bał się i nie chciał w tym uczestniczyć, był przerażony.
uciekł od tych wszystkich szalonych ludzi.

4.09.2011r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz