30 września 2012

4.


byłam w ciąży. a następnie - całkiem logiczne - urodziłam dziecko.
tyle, że o ile kobiety zwykle mają te kilka miesięcy na oswojenie się z myślą, że wydadzą na świat człowieka i że będzie to ICH człowiek, o tyle ja byłam takiego przywileju pozbawiona. również nie pamiętałam porodu. od razu byłam w dziewiątym miesiącu ciąży, a po jakimś niedługim czasie trzymałam na rękach dziecko.
czułam, że jestem na tym świecie całkowicie sama. właściwie to nie było wokół prawie żadnych ludzi. otoczenie zdominowały ciemne barwy i ciężka atmosfera, a ja tkwiłam tam kompletnie wyobcowana, bez poczucia związku z kimkolwiek.
również nie miałam poczucia, ze to dziecko jest moje, że do mnie należy, pochodzi ode mnie. nie wiedziałam kim jest, dlaczego, skąd. było obce.
ale po dłuższym czasie zaczęłam w jakiś sposób odczuwać, że jest jedyne na tym świecie, poza mną. że jednak jest moje. tylko moje i nikogo więcej, a ja jestem jego. poczułam taką więź jak z nikim i nigdy.
czułam, jakby miało ono pewną świadomość i - mimo, ze było niemowlęciem (choć wyglądało na całkiem wyrośniętego dwulatka/dwulatkę) - w pewnym sensie było dorosłe. nie odzywało się, ale ja wiedziałam, ze ono ROZUMIE. to było niesamowite, niesamowita więź.
i nagle zorientowałam się, że role się odwróciły. to ja byłam tym dzieckiem. i faktycznie - miałam dużą świadomość. i tak samo matka była dla mnie wszystkim, co istniało. a potem okazało się, że matka umarła. to znaczy, że nie ma jej. coś jak wtedy, gdy jesteś już dorosły, a matka umarła, kiedy byłeś bardzo małym dzieckiem - z jednej strony nie ma jej i w twoim odczuciu nie było jej nigdy. jesteś przyzwyczajony do jej braku i nie ma nad czym się zastanawiać. a z drugiej strony wiesz, że kiedyś twoja matka żyła i nawet trochę to pamiętasz, ale nie znasz żadnych emocji z nią związanych.
i ja tak właśnie to odczuwałam, lecz ten przedziwny związek trwał we mnie nadal.




2008.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz